targi ślubne Szczecin

Ar­ty­ku­ły po­wią­za­ne

 W za­sa­dzie ta za­ba­wa nie ma żad­ne­go kon­kret­ne­go ty­tu­łu więc na­zwa­łem ją po pro­stu „Krze­seł­ka in­a­cze­j”. Po­wód jest w za­sa­dzie ba­nal­ny... jej po­do­bień­stwo do tej wła­śnie za­ba­wy. Ale to tyl­ko po­zo­ry, któ­re spraw­ny kon­fe­ran­sjer po­wi­nien wy­ko­rzy­stać aby za­sko­czyć uczest­ni­ków i go­ści. Zacz­nij­my jed­nak po ko­lei:

 Na po­czą­tek pro­wa­dzą­cy pro­si o usta­wie­nie po­wiedz­my pię­ciu (moż­na wię­cej , moż­na mniej) krze­se­łek usta­wio­nych ko­li­ście opar­cia­mi do sie­bie. Na­stęp­nie za­pra­sza do gry sze­ściu pa­nów. Zwy­kle w ta­kiej sy­tu­acji z sa­li do­by­wa się chó­ral­ne „a­cha­aaa”, któ­re ozna­cza, że wszy­scy już wie­dzą... „O jed­no krze­seł­ko mniej, bę­dą cho­dzić do­oko­ła, sia­dać, a kto nie zdą­ży od­pa­da itd.”. I to wła­ści­wa „za­sło­na dym­na”.

 Kie­dy ma­my już sze­ściu ochot­ni­ków, wo­dzi­rej nie­ocze­ki­wa­nie pro­si o do­sta­wie­nie jesz­cze jed­ne­go krze­seł­ka, co zwy­kle wy­wo­łu­je kon­ster­na­cję za­wod­ni­ków i zdzi­wie­nie pu­bli­ki.

 Na­stęp­nie za­pra­sza za­wod­ni­ków aby usie­dli. Kie­dy pa­no­wie już so­bie wy­god­nie sie­dzą pro­wa­dzą­cy pro­si ich o zdję­cie jed­ne­go do­wol­ne­go ele­men­tu odzie­ży i odło­że­nie go np. przed krze­seł­kiem, lub na krze­seł­ku jak kto wo­li, i prze­sie­dli o jed­no krze­seł­ko w pra­wo.. Zwy­kle w ta­kiej sy­tu­acji pa­no­wie zdej­mu­ją ma­ry­nar­ki.

 Wte­dy kon­fe­ran­sjer zwra­ca się do pu­bli­ki (szcze­gól­nie żeń­skiej) czy pa­no­wie po­win­ni coś jesz­cze zdjąć. Nie zda­rza się, że­by go­ście nie krzyk­nę­li „ta­k” po­wo­li ła­piąc o co w za­ba­wie cho­dzi. Ale to jest dru­ga „za­sło­na dym­na” bo w za­sa­dzie o to wła­śnie cho­dzi, że­by lu­dzie po­my­śle­li że bę­dzie­my ich roz­bie­rać a wy­gra naj­od­waż­niej­szy.

 I tu nie­sły­cha­nie istot­ny jest do­bry smak pro­wa­dzą­ce­go, nie cho­dzi prze­cież o za­że­no­wa­nie ko­go­kol­wiek. Kie­dy bo­wiem tak pa­no­wie zdej­mu­ją z sie­bie, a to skar­pet­kę, a to ko­szu­lę, a to ze­ga­rek i prze­sia­da­ją się ca­ły czas o jed­no krze­seł­ko, na­le­ży rzecz prze­rwać w chwi­li kie­dy uczest­ni­cy są już moc­no ro­ze­bra­ni i mo­gło­by być nie­smacz­nie.

 Fi­nał po­wi­nien za­sko­czyć naj­bar­dziej. I zwy­kle za­ska­ku­je. Wo­dzi­rej ogła­sza bo­wiem, ze da­lej się nie roz­bie­ra­my (zwy­kle przy pro­te­stach pu­blicz­no­ści) ale ... te­raz za­wod­ni­cy bę­dą się z po­wro­tem ubie­rać, jed­nak nie wol­no im po pro­stu ze­brać rze­czy i się ubrać. Mu­szą za­ło­żyć jed­ną rzecz by móc się­gnąć po na­stęp­ną., a kto zro­bi to naj­szyb­ciej i przy­bie­gnie do wo­dzi­re­ja otrzy­mu­je na­gro­dę (po­wiedz­my zwy­cza­jo­wą bu­tel­kę we­sel­nej).

 Nie mu­szę do­da­wać, że to co na­stę­pu­je w fi­na­le wy­wo­łu­je naj­więk­szy ubaw, pa­no­wie bo­wiem za­czy­na­ją się prze­py­chać i mie­szać ze so­bą, my­lą odzież, za­kła­da­ją nie swo­je bu­ty.

 Ale na tym rzecz po­le­ga, że­by by­ło we­so­ło i ze sma­kiem.

 Ży­czę mi­łej za­ba­wy na Wa­szych ocze­pi­nach.