Jestem pełna podziwu, dla tych wszystkich, którzy 200-osobowe wesele organizują sami
Wiem, że nie należy porównywać wesela np. do przyjęcia komunijnego, ale urządzałam takie przyjęcie w domu: uroczysty obiad z trzema różnymi potrawami na drugie danie, deserami, zimnymi zakąskami - zaproszonych było 26 osób. Przez tydzień walczyłam z zakupami, trzy dni spędziłam w kuchni przy wydatnej pomocy mojej mamy i mojej straszej córki - wyniosło mnie to tyle, ile zapłaciłabym za podobne przyjęcie w lokalu. Byłabym zrelaksowana, przeżywała ten dzień wyłącznie z dzieckiem, a tak padałam na twarz i nie miałam żadnej radości, tylko czułam ogromne zmęczenie. Córka z koleżanką, którą poprosiłam do podawała do stołu, stały praktycznie cały czas w kuchni i zmywały naczynia. Wszyscy byli umęczeni do granic.
Nie wiem, czy warto - kosztem nerwów i zmęczenia - porywać się na organizację jedzenia dla 200 osób. Jeśli do tego podliczyć koszt dekoracji sali, koszt jej wynajmu, wypożyczenia naczyń, obsługi może się okazać, że różnica jest naprawdę niewielka. Czasem to tańsze samodzielne organizowanie wszystkiego może okazać się mitem. Bo przecież nikt nie liczy kosztów paliwa zużyetgo nawielokrotne jeżdżenie po zakupy, mało kto pamięta, że niektórzy wynajmujący salę życzą sobie opłaty za tzw. liczniki, czyli zużytej wody, gazu, oświetlenia. No i pracy - własnej i rodziców. I lepszego samopoczucia, bo odpada stres i zmęczenie.